Prosta zasada i znana prawda od dawna. Jednak mimo tego większość osób poszukujących swych korzeni ogranicza swe działania wyłącznie, bądź niemal wyłącznie, do odwiedzania archiwów. Założenie proste - skoro w aktach stanu cywilnego, metrykaliach, księgach sądowych znajdujących się w archiwach mogę odnaleźć najwięcej na temat swoich przodków, nie ma potrzeby szukania gdzie indziej.
Jest to jednak rozumowanie błędne. Co z tego, że wiemy jak nazywał się nasz 8*pradziad skoro nie mamy zielonego pojęcia jak mieszkał, czym się zajmował, w jakim kontekście społeczno-gospodarczo-historycznym przyszło mu żyć.
Prosty przykład - będąc dzisiaj w BUL-e, miałem okazję przejrzeć na szybko książkę z 1974 r. gdzie znalazłem zdjęcia szkoły elementarnej z okresu Królestwa Polskiego. Niby nic niezwykłego, ot zwykła parterowa chałupa pokryta gontem - jednak fotografia ta jest dla mnie o tyle ważna, gdyż pozwala mi zobaczyć w jakich warunkach pracował mój 3*pradziad, który był nauczycielem właśnie w takiej szkole. Zwłaszcza, że nie znalazłem zdjęcia pokazującego ten (bądź podobny) budynek w Internecie...
Drugi przykład - jedna linia moich przodków żyła w obrębie jednej parafii przez okres blisko 100-letni. Z racji tego iż wielokrotnie przejeżdżałem przez miejscowość gdzie znajduje się kościół parafialny nie zastanawiałem się czy wcześniej wyglądał on wcześniej. Przyjmowałem, że od czasu wybudowania w tym miejscu murowanej świątyni nie zmieniała się ona - po prostu postawiono ją w kształcie takim jaki znam teraz. Jakież było moje zdziwienie gdy, przypadkowo, natknąłem się na fotografię przedstawiającą zupełnie inny budynek! Zresztą, proszę spojrzeć samemu:
Pod tym adresem (jest to strona rodzinna p. Andrzeja Grobera), można zobaczyć kościół w Zadzimiu około 1939 r.:
Kościół w Zadzimiu - widok z 2010 r.
Duża różnica prawda? :)
Choćby dlatego, dla takich detali i niespodzianek, warto czasem zajrzeć w inne miejsca niż archiwum..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz