środa, 29 sierpnia 2012

Wizyta w Archiwum Diecezjalnym w Łowiczu

Mając wolny wtorek zaplanowałem sobie, że skorzystam z tej okazji, która za szybko się nie nadarzy, i wybrałem się wczoraj do słynnego i równie tajemniczego łowickiego Archiwum Diecezjalnego.

Poranek tragedia. Nikt normalny nie wstaje przecież o 4:30 dla własnej przyjemności. Szybkie śniadanko, oporządzenie się i wyjście z domu dosłownie o świcie. Zimno, cicho, jeszcze nieco mrocznie - super początek wycieczki. Potem dotarcie na przystanek tramwajowy i dojazd na stację Łódź Kaliska. Docieram 15 minut przed odjazdem pociągu do Łowicza, na szczęście przy kasach prawie nikogo nie ma więc spokojnie zdążyłem zakupić stosowny bilet i wsiąść do właściwego pociągu. Ruszamy, a ja praktycznie sam w przedziale wyjmuję bilet, legitymację (co bym ich nie szukał w trakcie kontroli) i lekturę, co bym nie usnął w trakcie jazdy. Stosunkowo szybko mija mi półtorej godziny drogi.

Łowicka Starówka
O godzinie 8:05 docieram do stacji Łowicz Główny. Chowam więc książkę w torbę i ruszam na poszukiwania archiwum, przy okazji zwiedzając łowicką Starówkę. W końcu, po dosyć długich poszukiwaniach odnajduję, ukryty na zapleczu budynku kurii, skromny i maleńki budyneczek AD. Spojrzałem na zegarek. "Dobrze, mam jeszcze ponad godzinę do otwarcia o godzinie 10:00, mogę sobie spokojnie połazikować po Łowiczu i nieco pozwiedzać" pomyślałem i przeszedłem do realizacji tegoż ambitnego planu - zwłaszcza, że pogoda dopisywała i aż się chciało pochodzić po urokliwym Łowiczu skąpanym w porannych promykach Słońca.

Budyneczek Archiwum Diecezjalnego w Łowiczu

Punktualnie o 10:00 stałem już jednak przed drzwiami AD i nieśmiało przestąpiłem jego próg. Przywitał mnie krzątający się po pracowni (nota bene całe archiwum to raptem cztery pomieszczenia: pracownia połączona z gabinetem Księdza Dyrektora, ów gabinet, magazyn i łazienka + króciutki korytarzyk łączący to wszystko) Ksiądz Dyrektor i na "dzień dobry" wręczył mi regulamin archiwum, pouczył o opłacie za korzystanie (50 zł), o możliwości robienia zdjęć ("ale tylko pojedynczych dokumentów, a nie całych ksiąg!") i jakie to księgi bym chciał. Zanim jeszcze zdążyłem zawiesić kurtkę na wieszaku i wyjąć swoje notatki stosowne XVIII-wieczne księgi z Bolimowa już leżały na moim stoliku. Nie było na co czekać, zabrałem się z energią do pracy, której miałem mnóstwo. Dokumentów "głównych" (tj. dotyczących moich przodków) było zaledwie kilka, ale skoro już udało mi się dotrzeć do łowickiego AD to miałem zamiar sfotografować również dokumenty związane z liniami bocznymi mojej odległej w czasie rodziny. 
Na pierwszy rzut otrzymałem 4 księgi z Bolimowa: Liber Natorum 1700-1736, Liber Natorum 1772-1783 (1783 r. tylko do aktu #18), Liber Matrimonium 1796-1825 oraz Liber Mortuorum 1746-1776. "Nie moje co prawda lata, ale dobre i to!" pomyślałem i uruchomiłem aparat fotograficzny.


Po dwóch godzinach, po przejrzeniu tego co otrzymałem i wykonaniu kilku fotografii zapytałem nieśmiało Księdza Dyrektora, czy mógłbym poprosić o inne księgi bolimowskie z XVIII wieku, zwłaszcza byłbym wdzięczny za Liber Natorum od 1783 oraz Liber Matrimonium z dokumentami sprzed 1796 r.. 
Niestety. Poinformowano mnie, że inne XVIII-wieczne księgi z Bolimowa najprawdopodobniej przepadły, ale Ksiądz postanowił jeszcze sprawdzić co tam ma w magazynie. Pozwoliłem sobie za nim podążyć i rzucić okiem na zasoby łowickiego AD. Magazyn robi wrażenie, naprawdę! Potężne ruchome regały po środku, dodatkowo kilka przy ścianach - na wszystkich grubaśne i cieńsze księgi metrykalne z przeróżnych parafii. Niestety bliższe i dokładniejsze spojrzenie wyłapało mnóstwo ksiąg poukładanych byle jak i byle gdzie, kompletnie bez ładu i składu. Zresztą, w trakcie rozmowy z Księdzem Dyrektorem w magazynie, sam Ksiądz przyznał, że mimo jego szczerych chęci nijak nie może tego wszystkiego do porządku doprowadzić i tak do końca to nie wie co dokładnie jest w tym magazynie. I niestety, sam sobie z tym nie poradzi (Ksiądz Dyrektor to starszy już człowiek i jest jedynym pracownikiem łowickiego AD). Jest więc nadzieja, że poszukiwane przeze mnie księgi nie przepadły na zawsze, tylko leżą na innej półce i czekają na swego odkrywcę!
Bolimowskich ksiąg z XVIII wieku nie znaleźliśmy, otrzymałem za to trzy księgi urodzonych z XIX wieku. Dobre i to, dofotografowałem sobie łacińskie wersje dokumentów, które mam z ksiąg ASC. Jednocześnie zatrzymałem jeszcze Liber Natorum 1700-1736 i Liber Mortuorum 1746-1776. Kolejna godzina pracy minęła mi na fotografowaniu dokumentów z ksiąg ASC. 
Wynik dotychczasowej pracy był następujący: 10 zdjęć krewnych (nazwiska Dzierzbiccy, Hassa, Szlacheta, Mańkowski), cztery fotki łacińskich dokumentów, które już miałem wcześniej.
Przed godziną 13:00 Ksiądz Dyrektor zarządził godzinną przerwę obiadową, a ja ruszyłem mając trochę tego czasu wolnego na dalsze zwiedzanie Łowicza, zjedzenie czegoś i zakupienie biletu powrotnego do Łodzi. Godzina szybko minęła...


Po powrocie do AD szybko zabrałem się za dalszą pracę - tym razem już dla ogółu genealogicznej braci - tym bardziej, że czasu nie miałem za dużo, bo raptem 45 minut. Spisałem więc kilka roczników zgonów, których nie ma w Genetece, spakowałem się i udałem się do Księdza Dyrektora uregulować płatności i podziękować za pomoc i umożliwienie mi skorzystania z zasobów. 
Przy okazji uciąłem sobie krótką pogawędkę odnośnie zasobu i podpytałem Księdza Dyrektora o ewentualną dygitalizację ksiąg. Ksiądz Dyrektor poinformował mnie, że i owszem, planuje taką akcję ale na chwilę obecną nie ma na to pieniędzy (choć wie, że Unia spokojnie by na to dała), czasu (bo AD czynne jest tylko we wtorki), ludzi (bo jest sam) i zapotrzebowania (bo w roku 2011 było tylko 28 użytkowników). Poza tym - co jest największym problemem - w magazynie jest straszny nieporządek i brak jest pełnego katalogu zasobów, a to jest praca dla kilku ludzi na 2-3 lata. 
Podpowiedziałem, że w środowisku genealogicznym znajdą się pewnie ludzie, którzy podjęliby się tego zadania - skatalogowania zasobów i zdigitalizowania - jednak Ksiądz Dyrektor nie jest do tego pomysłu przekonany, gdyż "takie grupy wszystko by potem chciały w Internet za darmo wrzucić i archiwum nic by z tego nie miało, a za coś o te wszystkie księgi trzeba dbać". Zasugerowałem rozwiązanie z Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu, więc może, może niedługo coś się ruszy.
Poza tym mam wrażenie, że odpowiednia propozycja - taka, która by satysfakcjonowała nas, jak i Księdza Dyrektora odnośnie digitalizacji i udostępniania zasobów, spokojnie jest do osiągnięcia. Trzeba tylko chcieć. :)

3 komentarze:

  1. Z tego, co mówił Ksiądz Dyrektor wynika, że mało kto o te księgi archiwalne dba. Ksiądz Dyrektor zarządza Archiwum, ale powinien udostępniać jego zasoby większej liczbie osób niż te, które dotrą w któryś wtorek do Łowicza. Myślę, że brak decyzji co do digitalizacji zbiorów to lęk przed całym "zamieszaniem" wokół ksiąg, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A i Ksiądz Dyrektor musiałby temu poświęcić co nieco ze swego drogocennego czasu. Obawiam się, że problem jest nie do przeskoczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałbym zaprosić do małej blogerowej zabawy :) http://nasiprzodkowie.blogspot.com/2012/11/nominowany-desygnuje.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam Pana do zabawy. Mam nadzieję, że się spodoba :)

    http://czarminionychlat.blogspot.com/2012/11/nominacja.html

    Martyna

    OdpowiedzUsuń