Kilka miesięcy temu moja Babcia-ciocia, z uwagi na ciężką chorobę, musiała opuścić swój dom i zamieszkała w tzw. domu spokojnej starości. Niedługo potem dołączył do niej jej mąż i mój Wujek, który z uwagi na ponad 90 lat na karku nie dawał już sobie samemu rady. Kiedy ich wspólne mieszkanie opustoszało rodzina mego Wujka (zarówno moja Babcia-ciocia jak i Wujek w momencie brania ślubu byli wdowcami) szybciutko nas tam zaprosiła abyśmy zabrali wszystkie rzeczy po Babci tj. ubrania, dokumenty etc., no bo przecież ona już tam nie wróci, a im to na nic.
W taki oto sposób w moje ręce trafiła grubaśna teczka, wypełniona po brzegi przeróżnymi dokumentami, pismami i legitymacjami związanymi z moją Babcią-ciocią i jej pierwszym mężem. Trafiło się nawet pudełko z kilkoma odznakami. Wyjątkowa i cenna rzecz dla każdego genealoga. Czas jednak płynął, a ja jakoś nie miałem ani serca, ani głowy aby dogłębnie zapoznać się z tym zbiorem. Dopiero w ostatni weekend zdecydowałem się przewietrzyć porządnie ową teczkę i wszystko przejrzeć, przeczytać, ułożyć i ostatecznie zeskanować (praca w toku, zostały już tylko legitymacje).
Większość tego co znalazłem to w zasadzie papiery nadające się do spalenia, jakieś pisma z lat 70-tych z miejsca gdzie moja Babcia-ciocia pracowała mówiące o przyznanej jej premii w wysokości 150 złotych albo przyznające jej urlop. Trafiły się jednak pośród tych dokumentów prawdziwe perełki np. kilka świadectw szkolnych, Kennkarta, dwa-trzy ciekawe pisma związane z pracą, prawo jazdy pradziadka. Ale spokojnie, nie wyrzucę nic z tych dokumentów, nawet te nic nie znaczące świstki. Pomijając kwestię rodzinną i pamiątkową, to zawsze jednak pewne świadectwo tamtych czasów :)
W taki oto sposób w moje ręce trafiła grubaśna teczka, wypełniona po brzegi przeróżnymi dokumentami, pismami i legitymacjami związanymi z moją Babcią-ciocią i jej pierwszym mężem. Trafiło się nawet pudełko z kilkoma odznakami. Wyjątkowa i cenna rzecz dla każdego genealoga. Czas jednak płynął, a ja jakoś nie miałem ani serca, ani głowy aby dogłębnie zapoznać się z tym zbiorem. Dopiero w ostatni weekend zdecydowałem się przewietrzyć porządnie ową teczkę i wszystko przejrzeć, przeczytać, ułożyć i ostatecznie zeskanować (praca w toku, zostały już tylko legitymacje).
Większość tego co znalazłem to w zasadzie papiery nadające się do spalenia, jakieś pisma z lat 70-tych z miejsca gdzie moja Babcia-ciocia pracowała mówiące o przyznanej jej premii w wysokości 150 złotych albo przyznające jej urlop. Trafiły się jednak pośród tych dokumentów prawdziwe perełki np. kilka świadectw szkolnych, Kennkarta, dwa-trzy ciekawe pisma związane z pracą, prawo jazdy pradziadka. Ale spokojnie, nie wyrzucę nic z tych dokumentów, nawet te nic nie znaczące świstki. Pomijając kwestię rodzinną i pamiątkową, to zawsze jednak pewne świadectwo tamtych czasów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz